Żel kasztanowy z rutyną – opinie o naturalnym środku bez efektów

Od dawna dokuczały mi żylaki na nogach. Nawet gdy byłam całkiem młodą kobietą, już pojawiały się ich zapowiedzi. Te szpecące pajączki na łydkach i udach… Nie mogłam nosić krótkich sukienek ani spódniczek. O wychodzeniu na plażę bez chusty pareo mogłam zapomnieć. Na dodatek miałam siedzącą pracę. Osiem godzin w biurze, nogi cały czas unieruchomione. Właściwie tylko wykonywały jeden ruch – noga na nogę i zmiana. Wiadomo, wszystko to sprzyja powstawaniu żylaków, ale kto w takich momentach o tym myśli?

Żel kasztanowy z rutyną opinie miał całkiem dobre

Prawdziwy koszmar zaczął się po trzech ciążach. Przyszła nadwaga, nogi bolały coraz bardziej, żylaki powiększyły się i moje nogi już zupełnie nie nadawały się do pokazywania. Właściwie już zmieniłam garderobę. Przeważnie spodnie, legginsy i długie spódnice. Ale największym problemem było uczucie ciężkości w nogach i ból, zwłaszcza po całym dniu zajmowania się dziećmi. Bez przerwy stosowałam wtedy żel na żylaki Żel kasztanowy z rutyną, który od zawsze stosowany jest na obolałe i zmęczone nogi. W swoim składzie zawiera wyciąg z kasztanowca, który uszczelnia ściany żył i sprawia, że nie są one tak kruche.

Rutyna zawarta w żelu, również ma podobne właściwości, dodatkowo sprawia, że naczynka zyskują większą sprężystość. Połączenie tych dwóch składników daje dobre efekty w postaci zmniejszenia opuchlizn i zablokowanie powstawania nowych. Rutyn jest ponadto świetnym antyoksydantem. Dba o inne komórki organizmu. Żel wcierałam dosyć systematycznie. Podczas tych zabiegów czułam ulgę, ale po jakimś czasie dolegliwości powracały.

Czym się mogę wyleczyć pokazała mi moja sąsiadka!

Jasne, że próbowałam innych doraźnych środków w postaci maści, kremów i wyciągów z ziół zza siedmiu mórz, czasem znosząc ich nieprzyjemne skutki uboczne, ale zazwyczaj nie przynosiło to żadnych efektów, może prócz chwilowego uczucia miłego chłodu, bezpośrednio po aplikacji. Może nadal bym się z nimi męczyła, gdyby sąsiadka nie pokazała mi Varosin Forte. Początkowo z rezerwą podeszłam do preparatu i dokładnie przeczytałam skład. Zobaczyłam tam wyciąg z kasztanowca i babki lancetowatej. Brzmiało to znajomo ale dodatkiem były naturalne olejki które dbały o skórę, dodatkowo nawilżając ją i ujędrniając. Bogactwo naturalnych składniki wnikało do naczyń krwionośnych, dodatkowo je wzmacniając i nie pozwalając na powstawanie nowych zmian.

Zachęcona tym opisem, zrobiłam też rozeznanie w internecie i przeczytałam tam same pozytywne opinie na temat tego żelu na żylaki. Nie było innego wyjścia jak wreszcie spróbować. Już po pierwszych aplikacjach poczułam znaczną ulgę, ale nie popadałam od razu w entuzjazm, bo zdawałam sobie sprawę, że w takich przypadkach czas i wytrwałość sprzyja w osiągnięciu najlepszego efektu. Tak się też stało, bo w ciągu najbliższych tygodni ulga była już wyraźnie zauważalna. Ból znacznie się zmniejszył i nawet czasami udało mi się o nim zapomnieć. Zeszłą też opuchlizna. Nie było też tego nieznośnego uczucia ciągłego zmęczenia nóg. Któregoś dnia sąsiadka wpadła do mnie pytając o Varosin Forte czy działa. Ale nie musiała czekać na odpowiedź, bo zobaczyła mnie w świetnym nastroju i z zupełnie innymi ruchami podczas pełnienia obowiązków pani domu i matki. Powiedziała tylko, ze wyglądam na szczęśliwszą niż kiedykolwiek i starała się dociec co jest tego powodem. Żartom o domysłom nie było końca zanim przyznałam się, że to skuteczność poleconego przez nią środka tak poprawiła mi samopoczucie.

Czy było warto postawić na dobrą maść?

Pewnie, że tak! Teraz już stale używam tylko i wyłącznie Varosin Forte. Moja opinia o nim jest jak najbardziej entuzjastyczna. Wszystkim będę go polecać. W przyszłości planuję zabieg usunięcia największych i najbardziej szpecących żylaków. Po tym fakcie będę kontynuować kurację w celu utrzymania pięknych nóg. Abym jak najdłużej bez kompleksów mogła odsłaniać nogi.